Kataklizm

Dawno mnie tu nie było. Ubolewam. Ale stało się to, co stać się miało i Żona w związku z zaistniałymi warunkami przyrody, zakończyła swój sezon biegowy. Postanowiłem więc od dziś, wygospodarować nową część dnia na pisanie i robić to podczas śniadania. Biorę więc Latorośl z łóżka, aby Żonie tym kwadransem zrekompensować niedobory snu, kładę go na macie dając jakieś tam świecidełko-szeleszczątka (Baw się dobrze, chłopie!), a sam siadam przy stole, wciągam kanapkę z tuńczykiem i piszę owe słowa.
A więc co ostatnio u nas? Ano w zasadzie to same rzeczy dobre się dzieją i jako to podgniła wisienka na torcie jedna rzecz z tych złych. I co tam awans, co tam podwyżka, kiedy w domu rozgrywa się tragedia w 3 aktach. A w zasadzie w dwudziestu aktach, z czego widzieliśmy dopiero dwa i nie możemy doczekać się antraktu. 
Przy pierwszym zębie było spoko. "I co to wszystko?" - pomyślałem sobie - "jeden wieczór płaczliwy i już jest ząb? To skąd ta afera z tym całym ząbkowaniem?". No to teraz już wiem. Ze wszystkim kataklizmów jakie ludzkość nękają, najgorsze jest ząbkowanie. 
Dziękuję, pozdrawiam. Trzymajcie kciuki, abym nie zasnął w drodze do pracy. 

33 Comments

Winter is coming...

Moja twórczość jest ściśle uzależniona od aktywności fizycznej. Szczęście całe, że nie mojej. Małżonki mojej. Gdy ona biega, ja siadam i piszę. To jedyna ku temu sposobność. Jesienna aura sprzyja niestety wygaszaniu się sezonu biegowego i obawy żywię, że i moja twórczość może pogorszyć swą kondycję. O, patrzcie - już dostaje zadyszki pisząc te słowa. 

Zdecydowanie trzeba wysłać Żonę na jakieś zajęcia prowadzone w miejscu zadaszonym, bo mi Blog zakwasów dostanie...

Niestety jest jeszcze jedna rzecz  tej jesieni, która nie sprzyja wychodzeniu z domu. Przykuwa wręcz do jego czterech ścian. Rzecz to jest spajająca nasz pokręcony związek. Że co? Że dziecko? A nie. O seriale chodzi....  Wraz z nadejściem jesieni, zaczyna się bowiem nowy sezon dla produkcji TV za Oceanem. Gdy więc tylko Latorośl po kąpieli ululamy, herbatkę z sokiem malinowym sobie zaparzymy, na kanapie zalegniemy i tłuszczykiem obrastanie rozpoczniemy. Bo przecież zima nadchodzi, jak mawiał Lord Stark z "Gry o Tron". A ten serial to dopiero początek.... będzie jeszcze "Dexter", "How I Met Your Mother", "Big Bang Theory", "Zakazane Imperium", "Homeland", "Suits"... o żesz cholera.

Chyba trzeba zacząć syna kłaść o 18....

7 Comments

Ojciec Wariat

Zatrwożony jestem swoją postawą. I zniesmaczony również troszeczkę. Pośród wielu obietnic złożonych przeze mnie samemu sobie, było nie obciążanie mego Potomka własnymi ambicjami. Nie musiał być zdolny, nie musiał być piękny. Po prostu miał być...


A bo to moja wina jest, że taki piękny się urodził? Nie tyle nawet piękny bo to rzecz subiektywna (podobno), ale zdecydowanie charakterystyczny. Jakimś bowiem trafem (żadnym trafem, bądźmy szczerzy - to zasługa Ojca jego, czyli mnie), Latorośl nasza przyszła na świat z wybitnie długimi włosami. Faktem tym zszokował nawet tamtejszy personel położniczy, który cały tydzień szeptał później o narodzinach Dziecka z Grzywką w Oczach. Poczułem się niemal jak Ojciec 15 wcielenia buddy. 
Dzięki tym włosom bez problemu odnajdowałem go wśród innych dzieci na oddziale niemowlęcym, dzięki nim jego zdjęcia na fejsie biją rekordy popularności wśród naszych znajomych i dzięki nim, wszystkie inne dzieci znajomych i nieznajomych wydają mi się po prostu łyse jak kolano. Nie mogę rzec wybrakowane, bo wszakże to niepoprawne politycznie.
Ale o czym to ja wspominałem? A, o ambicjach. Otóż ostatnio na prześcieradle w łóżeczku Pacholęcia, zauważyłem rano kępki luzem porzuconych włosów. Wpadłem w czarną otchłań rozpaczy. Syn mi łysieje! I co? Co nas teraz czeka? Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, wtopi się w tłum innych niemowląt? Żona w czoło się puka i powiada żem wariat. Czyżby?  

Co począć? (tylko nie mówcie, że kolejne dziecko)

4 Comments

Z poradnika Ojca Podróżnika

   
Jam Jest Ojciec Polak, który wywiódł Żonę swą i Dziecko Niemowlęciem Będące, z ziemi ojczystej w obce   kraje. Urlop tam spędziwszy i o nowe doświadczenia się wzbogaciwszy, chcę w Twoje ręce złożyć ten oto dekalog. Niechaj on Ci przewodnikiem będzie w ciemnej dolinie czy gdziekolwiek tam się wybierasz z kilkumiesięcznym potomkiem swym. 


      1. Będziesz planować, ale nie będziesz nastawiać się. 

Przede wszystkim nie nastawiaj się na najlepsze wakacje w swoim życiu. Nie będą najlepsze. Nie będą też najgorsze. Będą inne. My nastawialiśmy się na koszmar i udrękę i dzięki temu wszystko zaskoczyło nas wyjątkowo pozytywnie. Nie warto nastawiać się na nic. Zupełnie na nic. Nawet na czas dojazdu do celu. Gdy ostatnio byłem w Berlinie służbowo, dojazd tam zajął mi 5 godzin. Teraz spędziliśmy w podróży dziewięć godzin i dotarliśmy do hotelu późnym popołudniem. GPS-y obliczające czas dojazdu nie mają w opcjach trasy funkcji "Niemowlak na pokładzie". Licz się z tym, że niezbędne będą postoje co 2-3 godziny na karmienie, przewijanie, odpoczynek od fotelika.

2. W drogę swą samochodem się wybierzesz. 


Kiedyś przy piwie ustaliłem z kolegą, że gdy jeden z nas kupi Vana, ten drugi pozbawi go życia strzałem w głowę. Z bliska.  Chciałbym zadzwonić i poprosić go o dyspensę od tej deklaracji, przynajmniej na czas wakacji. Prawda jest taka, że ani samochód mój, ani samochód żony, ani nawet oba naraz nie byłyby w stanie zmieścić całego naszego mandżuru. Pożyczyliśmy więc od Teściów samochód o rozmiarach ciężarówki, a i tak każde pakowanie zdawało się być cudem na miarę rozmnożenia chleba i ryb. 4 wielkie walizki ( w tym największa Latorośli naszej rzecz jasna), 3 pomniejsze, plecaki, łóżeczko turystyczne, wózek z gondolą. Po godzinie pakowania z ulgą domykałem drzwi bagażnika zapierając się o nie całym ciałem swym. 


3. Za cel swój obierzesz kraje cywilizowane 


Pólnocnoamerykańska dżungla nie jest najlepszym miejscem na wakacje z niemowlakiem. Ale wyjazd do Tunezji czy Egiptu to moim zdaniem również głupota. Jakoś czuję się bezpieczniej, jeśli wiem, że w razie jakikolwiek awaryjnej sytuacji, mojemu dziecku zapewniona zostanie natychmiastowa opieka na odpowiednim (mam nadzieję) poziomie. Szpitale w kurortach arabskich niech się zajmują się lepiej oparzeniami słonecznymi i klątwą faraona. 


4. Ubezpieczysz żonę swoją, dziecko i żonę bliźniego swego. Czy jakoś tak. 


Strzeżonego Pan Bóg Strzeże. A firma ubezpieczeniowa nieźle strzyże. Na tym jednak zdecydowanie nie warto oszczędzać. Niby na podstawie kart z NFZ mamy refundowane leczenie w krajach UE, ale w praktyce dotyczy to jedynie opieki ambulatoryjnej (radzę poczytać). Koszty leczenia za granicą mogą mocno zaskoczyć (np. nastawianie i gipsowanie złamanej nogi to ponad tysiaczki), nie mówię już o bardziej skomplikowanych zabiegach. Ja ubezpieczyłem całą naszą trójkę od wszystkich możliwych sytuacji, nawet na wypadek ekspedycji ratunkowej śmigłowcem i psami zaprzęgowymi w górach :) Do tego doszło OC ( bo przecież zawsze możemy najechać komuś wózkiem na stopę ). Na 2 tygodnie wyniosło to nas około 200 zł. Niewiele jak za hipotetyczny spokój ducha. 


5. Sandały na nogi przywdziejesz i zakupisz podróżne gadżety 


Absolutny top jeśli chodzi o przydatne gadżety które ze sobą mieliśmy to: dmuchana wanienka, namiot/osłonka przed słońcem którą można rozłożyć w 15 sekund na każdej polanie, torba do wózka z przenośnym rozwijanym przewijakiem, żel antybakteryjny do rąk,  chusta do miejsc gdzie wózkiem wjechać się nie da, lusterko pierwotnie służące do obserwacji dziecka na tylnej kanapie a praktyce zastosowane do skupiania jego uwagi w czasie długiej jazdy... i wiele, wiele innych rzeczy. Podsumowując - kolejna walizka do spakowania. 


6. W poczynaniach swych, będziesz elastyczny


Podróżując z dzieckiem dobrze mieć zawsze plan B. Zaś w zanadrzu również C i D (E i F również nie zaszkodzi). W każdym momencie trzeba być przygotowanym na to, żeby zmienić swoje plany. Najlepiej wybierać hotele bądź miejsca noclegowe w których anulacja rezerwacji bądź zmiana terminu nie pociągnie za sobą dodatkowych kosztów. Lepiej nie rezerwować również żadnych atrakcji z wyprzedzeniem na konkretną datę, a decyzję o naszym planie dnia  podejmować po prostu rano przy śniadaniu:) To naprawdę oszczędza sporo niepotrzebnych stresów. 



I to by było na tyle. To taki z tych krótszych dekalogów. 

3 Comments

Po wakacjach z Pacholęciem Niemowlęciem

Powróciliśmy właśnie w skromne progi naszego domostwa. Za nami ponad 3000 przejechanych kilometrów, setki wrażeń i dziesiątki nowych doświadczeń. Pierwotnie planowany postój w Berlinie wydłużyliśmy do 3 dni, a następnie wyruszyliśmy do Austrii. A konkretnie to Tyrolu. Po intensywnym czasie w mieście, przyszedł też czas na odpoczynek w alpejskich dolinach. 
Nie można wyobrazić sobie lepszego kompana podróży niż naszego 4-miesięcznego Potomka. Szczerze mówiąc,  był najmniej upierdliwy z całej naszej trójki... Ojca Polaka złapała bowiem sraczka, Matkę Polkę niewielki udar słoneczny, a Maluch bez większego marudzenia znosił podróż autem (powrotna droga to ponad 1200 km czyli 14 godzin w metalowej puszce), doskonale radził sobie z ponad 30 stopniowymi upałami w Berlinie, dzielnie podróżował metrem,  a jego uśmiech od ucha do ucha przyćmiewał spektakularnością wszystkie widoki na alpejskich szlakach. Jak potwierdziła Austriaczka, która  zaczepiła nas w kawiarni i również podróżowała z dzieckiem w podobnym wieku, to najlepszy czas w którym można się zdecydować na taki wyczyn. Dziecko chodzi (a właściwie jeździ) tam, gdzie ty chcesz i je to, co mu podasz. Bajka. 
Mimo wielu obaw, to były naprawdę udane wakacje.

Czas na krótką fotorelację:


Alexander Platz - tu zaczynaliśmy dzień od śniadania i wyruszaliśmy zdobywać  Berlin (hmm... zdobywanie Berlina  nie brzmi za dobrze) :




A to już jeden z wieczornych spacerów. Wtedy na ulicach jest ciut mniej ludzi a i upał nie doskwierał:







To czego im zazdroszczę, a o co większość ludzi nie podejrzewa Niemców. Totalny luz. Wieczorne spotkania na trawnikach, popijanie piwka pod chmurką, albo jak u tej Kobity, relaks na własnym leżaku w środku miasta:


Berlin to miasto kontrastów. Ale im ten socrealizm w architekturze jakoś ciut lepiej wyszedł niż nam:



Nawet posągowym postaciom należy się piwo w takie upały (+35 stopnie)


Symbol NRD - Ampelmannchen czyli "człowiek ze świateł"


I kolejny symbol NRD, czyli popularna "mydelniczka" przebija mur berliński:


Dla niektórych kontrowersyjny, dla mnie zachwycający pomnik Pomordowanych Żydów Europejskich: 


Jeśli spojrzeć na mapę, to niemal połowę Berlina zajmują parki. Uwielbialiśmy leżeć na kocu chroniąc się w cieniu drzew przed upałem: 


Muzeum Historii Naturalnej. Mają tam największy w Europie szkielet dinozaura. Niestety nie mam jego zdjęcia. Jest za to mamut i kolekcja ryb w formalinie: 



Squot - jeden z dziesiątków nielegalnie zamieszkałych budynków. W okolicy unosi się zapach uryny a w środku powstaje sztuka alternatywna:


Jedna z ulic Berlina. Architektura niektórych budynków wprost powala: 


A to już Alpy: 





Innsbruck, stolica Tyrolu, Niezwykle położone miasto: 





Wystawa przy fabryce kryształów Swarovskiego w Watten:



Jezioro Achensee: 



I sielski widoczek na jednym ze szczytów: 





7 Comments

W drodze

Jesteśmy właśnie na 1500 kilometrze naszej podróży z 4-miesięcznym Potomkiem. Wkrótce relacja. Kto zgadnie gdzie zostało zrobione poniższe zdjęcie? 



5 Comments

Albowiem prysły zmysły


Gdy się człowiek starzeje, to słuch mu tępieje. I inne zmysły też przy okazji. Tak powiadają. A więc to co nieubłagane, zstąpiło właśnie i na mnie. Ojciec Polak się starzeje. To postanowione.

Jeszcze dwa miesiące temu ze snu wyrywało mnie nawet najmniejsze skomlenie dochodzące ze strony łóżeczka.  Próbując zasnąć, gapiłem się w sufit i wsłuchiwałem w nocną głuszę. Czy aby oddech miarowy? A cóż to za dziwne sapanie? O, mlaska. Pewnie się budzi. A nie, śpi dalej jednak. Wiecznie czujny, zwarty i gotowy. Jak żołnierz na warcie. Taki co może i przysypia, ale obudzony w środku nocy, złoży swoje AK-47 w 10 sekund i z bojowym okrzykiem pójdzie w bój. Za Ojczyznę. 

A teraz? A teraz się zestarzałem i nie ma rady. Bo jakże mnie tu winić za przytępione zmysły? Nic, ale to nic nie jest mnie w stanie obudzić. Piski, pojękiwania, a nawet płacz Pacholęcia wznoszony wniebogłosy i znany jedynie z opowieści Żony. (Tej to dobrze. Ciągle młoda.)
I głupio mi, bo przecież Partnerstwo, bo przecież Ojcostwo Świadome. Dobrze to wymyślili - świadome. A jaki to ze mnie świadomy Ojciec taki rozespany?

Starość nie radość. Nie ma rady.... A może jednak to coś innego? Owszem, jestem jak żołnierz. Ale nie na warcie, tylko jeno taki w okopach siedzący. Wokół od czterech miesięcy ciężka artyleria, bomba za bombą. Strach, gwałt i pożoga. Eee... po takim czasie, idzie się przyzwyczaić. 

5 Comments
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Search

Swedish Greys - a WordPress theme from Nordic Themepark. Converted by LiteThemes.com.