Archive for lipca 2012

Pan od muzyki

Od pierwszych dni życia syna mego starałem się kształtować jego wrażliwość muzyczną. Puszczałem mu wszystko to, czego sam słucham i w postaci kolekcji płyt kompaktowych na półce gromadzę. Od Kabaretu Starszych Panów przez Grzegorza Ciechowskiego aż po Łonę i Webera. Próbując go jednak pewnego dnia rozśmieszyć, popełniłem naprawdę wielki błąd. Błąd, który z pewnością odciśnie piętno na jego guście muzycznym i zniweczy me usilne starania.
Otóż zanuciłem mu refren pewnego szlagieru lat 90-tych. Od teraz jest go on w stanie rozśmieszyć niezależnie od zastanych okoliczności. Brzmi on mniej więcej tak:


"PiiiiPaPaPaRoPo....PaPaPaRoPo...."



5 Comments

Tatuś Synusia

Chciałem mieć córkę. Taki już jakiś dziwny ze mnie gość. Wydaje mi się, że większość mężczyzn gdy tylko rozważa perspektywą ojcostwa, w pierwszej kolejności myśli "To musi być syn". Przedłużenie rodu wszakże. Duma z dominujących genów. No i oczywiście obowiązkowe uzupełnienie pakietu dom + drzewo. A ja córkę chciałem. Co mam na swoją obronę? Założyłem, że Ojcem Polakiem w dość młodym wieku dodatkowo będąc, łatwiej będzie mi tę córuchnę wychować. Bo z dziewczynkami to generalnie łatwiej. Chodzą ubrane na różowo, tańczą w balecie i są grzeczne. Bezproblemowe rzec można. 


A od początku miałem naprawdę spore obawy czy dam radę sprostać roli ojca. Takie banały - uczyć reguł, wpajać zasady, kształtować światopogląd i jednocześnie być zawsze blisko, niezależnie od wieku Latorośli swej. Całe życie obserwowałem swojego Ojca, który radził sobie z tym wszystkim raz lepiej, raz gorzej, ale przeważnie dość przeciętnie. Chciałem uniknąć powielania schematu i byłem przekonany, że z dziewczynką będzie to po prostu prostsze. Opierając się na próbie statystycznej mojego najbliższego otoczenia stwierdziłem, że trudno o dziewczynki sprawiającą problemy wychowawcze, a chłopców takowych znaleźć można na pęczki. 


Dziś jestem jednak po uszy zakochany w Ojcostwie i wyobrażam je sobie tylko i wyłącznie w zestawie Ja+Mój Syn. Córka? Pfff.... te róże, baleciki i przewidywane zachowania. Nudy na pudy.  Kiedy mi się to wszystko poprzestawiało? Mniej więcej w momencie w którym ujrzałem na USG zarys jego cech, ewidentnie świadczących o tym w czyjej gra drużynie. Jako dumny Ojciec odnotować muszę, że zauważyć je można było wyjątkowo szybko. Uczucie którego wtedy doświadczyłem jest dość trudne do opisania. Solidarność? Poczucie misji? Miałem mu tyle do pokazania, tyle do nauczenia. Tyle naszych "męskich" spraw do obgadania...


No to może teraz piosenka. Przesłanie aktualnie już nieaktualne, ale nuta wciąż zacna: 


3 Comments

Czarna magia na uspokojenie

W pierwszych tygodniach życia Latorośli naszej, kiedy wszyscy próbowaliśmy się do siebie dostroić, największym wyzwaniem były próby jego uspokojenia gdy wydzierał się wniebogłosy. Zazwyczaj około godziny 17, gdy flegmatyczni Brytyjczycy zasiadali do swojej tradycyjnej herbatki, on odpalał swój najbardziej donośny ryk wzbogacony o utratę oddechu, doprowadzając nas momentalnie do całkowitego zmysłów postradania. Nie działało przytulanie, masowanie, noszenie. W zasadzie nic nie działało. Nic, oprócz jednej rzeczy. Nie była ona co prawda gwarancją sukcesu, ale działała częściej niż wszystko inne. 


Gdyby ktoś puścił mi to wcześniej spojrzałbym na niego jak na kompletnego debila. No może ewentualnie jak na oszołoma. Później wsłuchałbym się w te przerażające dźwięki i czekał tylko, aż z ekranu wyjdzie na mnie ta długowłosa dziewoja z filmu Ring. Bo przyznacie - brzmią one dość przerażająco. Ale działają! Wystarczyło odpalić ten filmik, a nasz Syn Jedyny milknął, oczy wściubiał w sufit i zasypiał. Czarna magia. Nic innego. 



1 Comment

Już nigdy...

Syn mój skończył właśnie trzy miesiące. Kwartał cały. To naprawdę kawał czasu. Uświadomiłem to sobie dopiero ostatnio, kiedy przeglądałem ostatnio w miejscu do którego król pieszo chadza, jeden z miesięczników dla rodziców (W zasadzie to jedyne miejsce gdzie w spokoju mogę poświęcić się tej jakże wartościowej lekturze) Otóż było tam takie zdjęcie...niby nic wielkiego; przedstawiające nieporadnego noworodka, który spał sobie na ramieniu rodziciela swego. To wszystko. To wystarczyło. Uświadomiłem sobie, że Syn mój jeszcze nie tak dawno taki właśnie był - nieporadny, wiotki i nieskomplikowany jak Tamagotchi (nakarm, uśpij, sprzątnij kupkę a twój stworek będzie happy). Dziś minęły 3 miesiące. Niby niewiele. Bo co to są 3 miesiące? 


A jednak naprawdę dużo się zmieniło. Śmiechy, chichy, gugania, chwytanie, zjadanie wszystkiego w zasięgu ręki, podnoszenie głowy - to wszystko naprawdę cieszy. Ale jednocześnie zdajesz sobie człowieku sprawę, jak wiele rzeczy jest już za Tobą. Że nie będzie już więcej taką nieporadną małpeczką której do szczęścia wystarczy jedynie twoja klatka piersiowa, której może się kurczowo uczepić i zasnąć. Czy ja się zrobiłem sentymentalny?


PS: Planujemy wakacje, więc dziś wyrabialiśmy Synowi dowód osobisty. Mój Boże... mój syn odbiera swój własny dowód. Ani się obejrzę, a wyfrunie z gniazda.


Ten sentymentalny post nie mógł się skończyć inaczej:


3 Comments

Efekt Motyla

W weekend spotkaliśmy się z dwiema znajomymi parami na wieczornej posiadówie. Syn nasz, na co dzień wzór cnót wszelakich, postanowił tym razem zaprezentować się z tej gorszej strony. Wcześniej opowiadaliśmy im, jaka ta to nasza Latorośl mało upierdliwa jest, a teraz obserwowali nas latających co chwilę, by ponownie go uśpić. Ja już dobrze wiem co sobie myśleli... Nie mniej jednak, udało się nam w bardzo zacnej atmosferze posiedzieć niemal do 3 w nocy... ale o czym to ja chciałem...


A tak! Okazało się na tymże spotkaniu, że nasza heroiczna postawa rodzicielska oraz zniewalający urok naszego potomka, uruchomił zupełnie niechcący pewien nieodwracalny proces. Oto poruszyły się trybiki w machinie instynktów rodzicielskich naszych Przyjaciół i oto pierwsi z nich już tym trybikom dali się ponieść. Jak wynika z naszych oględnych obliczeń, mechanizm ów "zatrybił" tuż po odwiedzinach naszej trójki jeszcze w szpitalu i zaowocował trzecim miesiącem stanu błogosławionego, zanotowanym na piątkowym spotkaniu. 
Jakże to dumnie nieść ten kaganek oświeconego rodzicielstwa. Jakże to miło palmę pierwszeństwa jednocześnie dzierżyć. 


Podobno trzepot skrzydeł motyla potrafi spowodować tsunami na drugiej części globu. Podobno trzymanie w rękach kilkudniowego bobasa potrafi spowodować.... no już sami dobrze wiecie co potrafi. 

1 Comment

Nie takie ojcostwo straszne...

Założenie było takie: Zostanie Ojcem miało przynieść memu życiu rewolucję. Zburzyć ostatecznie tak misternie przez lada budowany porządek...tak przynajmniej twierdzili wszyscy faceci (pełniący jednocześnie rolę Ojców dzieci swych) z mojego otoczenia. "O stary" - mówili - "Noce nieprzespane to standard, życie towarzyskie to luksus, a jedyna wydzielina jaka pojawi się od tej na prześcieradle twego małżeńskiego łoża to mleko". Siedzę więc i czekam, aż owa rewolucja nadejdzie z całą swą mocą. Czekam i czekam. I Czekam tak już prawie 3 miesiące... A tu dupa.


Latorośl swą przed chwilą ululałem i położyłem do łóżka. Żona gdzieś tam po okolicach się szlaja w dresie i rzekome pozostałości tkanki tłuszczowej po stanie błogosławionym zrzuca truchtając. Ja piwo w dłoni dzierżę, drugą rękę w misce pistacji zanurzam i ową notkę popełniam. Szukam więc jakiegoś niemalowanego skrawka drewna w swym najbliższym otoczeniu (z kanapy się nie podniosę, mowy nie ma), żeby w nie odpukać. Bo póki co, nasze życie nie uległo żadnej radykalnej przemianie.


Obiady jemy razem niemal codziennie (ciepłe!), Małżeńskie Powinności może ciut rzadziej niż owe obiady, ale też narzekać nie ma na co, codziennie oglądamy choć jeden odcinek ulubionego serialu wprost z USA... Ba! Udało się nam nawet wyjść w sobotę wieczorem do kina. I czegoś tu cholera nie rozumiem. Albo Ci co mi źle życzyli nieudane, marne wiodą, albo Syn mój jest wyjątkowo mało upierdliwym stworzeniem...albo... najgorsze jeszcze przede mną... 

2 Comments
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Search

Swedish Greys - a WordPress theme from Nordic Themepark. Converted by LiteThemes.com.